sobota, 9 sierpnia 2014

Szkoła rodzenia

Rozpoczęły się zajęcia w szkole rodzenia. Póki co, jestem dobrze nastawiona. Na zajęciach atmosfera bardzo miła, dużo przydatnych informacji. Zobaczymy, co będzie dalej.
Dla Pań zapisanych do tej szkoły, dodatkowo fitness i masaż ( oczywiście wszystko za darmo).
Na fitnessie byłam i polecam każdej przyszłej mamie! Niesamowicie relaksujące i można się nauczyć kilka nowych ćwiczeń do wykonywania w domu, które maleństwu nie zaszkodzą.

U mnie, ilość ubrań, które mogę założyć drastycznie się zmniejsza - czekam na koniec upałów, bo kilka grubszych rzeczy czeka na swoją kolej.
Dodatkowo, powoli dobiega końca drugi trymestr, a mnie już pobolewają plecy, nogi a'la parówki, problem z wyjściem z wanny. Co to będzie przed samym porodem?!

Póki co, w każdej sytuacji, bo czy to siedząc przy stole z gośćmi, czy przed kompem na kanapie, czy leżąc już w łóżku, ratuje mnie poduszka rogal. 
TAKA  ratuje mnie.

Bobas już coraz mocniej kopie i jeździ po całym brzuchu ( tak, że widać to na zewnątrz!) . Zdarza mu się tańczyć nawet o 3 w nocy, ale co tam sam będzie siedział, jak może obudzić mamę ;)

piątek, 1 sierpnia 2014

Ach ta glukoza

Dzisiaj czekało mnie trudne zadanie. Przyszedł czas na wypicie w sumie 15 łyżeczek glukozy rozpuszczonych w szklance wody.
Gdzie ta trudność? Trudność chyba w nastawieniu, bo i inne ciężarne i nawet sama ginekolog mówiły mi, jak to ciężko, że kobietę może zemdlić, że trudno całe wypić itp.
A wiecie co? Nie było wcale trudno. Wręcz smakowało mi :D

Tak więc, czasem trzeba opinie innych traktować lekko z przymrużeniem oka.

Zapisałam się też na fitness dla ciężarnych. Zajęcia trwają 30 min i raczej nie będą intensywności zumby.

Prócz tego dopadły mnie myśli, co to będzie jak maleństwo podrośnie, a mnie nikt nie będzie chciał zatrudnić. Będę do końca życia bezrobotną mamą, ze studiami, a potem to już i dzieci się wyprowadzą i będę kobietą domową, co to całe życie w domu na utrzymaniu męża siedziała. Ot takie myśli, jako że znajomi po studiach właśnie swoje kariery rozpoczynają. A ja za to prasuję ubranka ;)

wtorek, 29 lipca 2014

Kleszcz

Niby już tyle lat jestem na tym świecie, ale wcześniej mi się to nie przydarzyło. A tu nagle, akurat jak maleństwo w brzuchu, siedzi taki jeden i wbity w moją nogę, używa sobie.
Mój pierwszy kleszcz.
Nie opity, miał może z 1mm , może z 1,5mm. Ale wrzasku narobiłam i kazałam natychmiastowo usunąć. Jako, że małe w brzuchu, stwierdziliśmy, że można by robala na badanie do sanepidu podrzucić. Wynik negatywny, ale to i tak nigdy nic nie wiadomo. Więc czekam, czy będą jakieś objawy czy nie. Oby nie.
Decydując się na mieszkanie w lesie, mogłam się spodziewać takich rzeczy wcześniej czy później. Ale ja miastowa i potrzebuję trochę czasu, żeby się z tą całą fauną oswoić. 

Za to widoki u mnie takie :)


wtorek, 22 lipca 2014

Pokój dziecięcy

Powoli myślę o pokoju dziecięcym. Zdaję sobie sprawę, że pewnie maleństwo na początku będzie z nami, ale swój kącik i tak powinno mieć.
Po długich przemyśleniach, godzinach w internecie ( i internetowych sklepach,bo niestety dodatki do pokoików są bardzo drogie), pomyślałam o pokoju w odcieniach szarości + jakiś kolor np. żółty.

Meble mamy takie: (plus zwykła stara wersalka, którą można przykryć czymkolwiek)





Kilka inspiracji:










U nas podłoga ma taki odcień i na zdjęciu z błękitem prezentuje się całkiem przyjemnie:

I

Do tego kilka dodatków, ale o tym może jak kupimy jakieś pościele - wtedy już ruszę w którymś kierunku.
Podobają mi się też pokoiki w stylu morskim, ale chyba za dużo tego teraz. Myślałam o leśnym, ale ostatecznie byłoby chyba zbyt pstrokato.
Wiem, że na żywo trudno jest osiągnąć efekt ze zdjęcia i zawsze to wygląda mniej atrakcyjnie. Ale postarać się można ;)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Wyprawka

Postanowiłam zrobić listę rzeczy, które trzeba będzie jeszcze kupić. I zamarłam jak zobaczyłam jej rozmiar! Póki co mamy komodę, wózek, ubranka, kocyk, ręcznik z kapturkiem.
Oto co jest na mojej liście "do uzupełnienia":

POKÓJ
- łóżeczko + materac
- pościele + poszewki, prześcieradła (2 komplety)
- przewijak

DLA DZIECKA
- rożek
- śpiworek (2x)
- fotelik do samochodu
- gruby kombinezon na zimę
- mikroskopijne skarpeteczki
- kocyk

HIGIENA
- pieluchy wielorazowe (jednak)+wkłady do pieluch+ papierki na kupkę
- proszek antybakteryjny
- pieluchy tetrowe i flanelowe (nie wiem ile tego potrzeba)
- ręcznik z kapturem (x2-3, ale 1 już jest)
- wanienka
- myjka
- pieluchy jednorazowe najmniejsze
- szczotka do włosów
- nożyczki do paznokci
- szare mydło
- oliwka
- patyczki higieniczne, jałowe gaziki
- gruszka do noska
- sól fizjologiczna
- spirytus do pielęgnacji pępka
- krem ochronny na spacery

 INNE DLA DZIECKA
- termometr (do ucha, w smoczku, do czoła - pojęcia nie mam)
- butelki (x2 - 150ml) + smoczki do butelek

DLA MAMY
- koszule nocne do karmienia (x2)
- podpaski poporodowe
- majtki jednorazowe
- podkłady higieniczne
- wkładki laktacyjne

Trochę tego jest jak widać. Coś pominęłam?
Co się dzieje poza tym? Czkawki ze 3 razy dziennie, tatuś radosny jak tylko widzi małe górki na brzuchu (mnie zresztą też to raduje ;) ), pierwsze krople mleka z piersi - szok!

czwartek, 17 lipca 2014

Ciążowo

Dni mijają. Upał lekko doskwiera, ale spacery popołudniowo-wieczorne też są przyjemne.
Postanowiłam zrobić listę rzeczy, które trzeba jeszcze kupić zanim maleństwo pojawi się na świecie. I jestem w szoku ile tego jeszcze zostało! Na szczęście jest jeszcze czas, także powoli zaczniemy kompletować.
U mnie 23 tc, waga +8kg, obwód brzucha- 105 cm... Normalnie jakbym już miała rodzić. (Przed ciążą rozmiar 38).
Zapisaliśmy się z mężem do szkoły rodzenia i od sierpnia zaczynamy zajęcia. 
Dodatkowo zaczęłam prać ubranka, bo walały się w workach i mamy ich tyle, że na pierwszy rok na pewno wystarczy ;) Chyba, że będzie córeczka, to może jakaś sukienka jej się skapnie jeszcze :)


Bobasek czasem kopie, czasem ma czkawkę, a czasem się po prostu wierci. Chyba już nie leży poprzecznie, bo jakieś takie inne, spokojniejsze są te ruchy. Już nie mogę się doczekać kiedy się poznamy :) 
Data porodu wyznaczona na połowę listopada. 

piątek, 11 lipca 2014

Lody, Pizza i Lody

W ramach ostatniego dnia urlopu brat, bratowa i bratanek postanowili mnie odwiedzić, żeby mi umilić samotne przedpołudnie.
Jako dobra gospodyni postanowiłam uraczyć ich plackiem. Przepis lekki, coś nowego, ale zapach piękny, tyleż owoców nawtykanych - wszystko pięknie i placor siedzi w piekarniku. Ogarniam kuchnię i nagle coś niepokojącego. Jako że ostatnio bawię się w małego piekarza (własny chleb nieoceniony), postanowiłam kupować ekomąkę od gospodarza, starego dziadunia z młyna. Dziaduś,  twierdzi, że jemu zdrowie służy, bo sam swoją mąką się żywi od dawna i ma misję uleczyć świat, więc sprzedaje wszystkie rodzaje ( czy to razowa czy biała czy graham, pszenna, żytnie nvm) po 3zł za kg. Wada - worki >10kg. Ale co tam, zużyje się. 


No i właśnie coś mi czarnego mignęło jak zamykałam moją pszenną mąkę. Wygrzebałam żuczka, zaraz google mi powie co to. Diagnoza: mącznik młynarek, ale napisane, że to larwy, a nie żuki żyją w mące. Zaglądam, przyglądam się, no nic tam nie ma, ale wysypałam trochę na talerz... No cóż... powiem tylko, że chleby były pyszne. 
Ciasto, worek od śmieci - poznajcie się. 
Gości przyjęłam lodami.
Potem w miłym geście zaprosili mnie na obiad na pizzę.Szybie sprawdzenie nóg czy mogę zdjąć leginsy i założyć sukienkę. No nie, nie mogę, także idę tak, jak jestem i czuję się jak z gołym tyłkiem. Kelner był przy naszym stoliku chyba 8 razy. "Czy na pewno pizza smakuje?" "Napoje nie za ciepłe?" "A dla dziecka napój nie za zimny?". Węszę dziwnie zwiększone zainteresowanie moim bratem. Na koniec pan kelner przynosi rachunek, podaje bratu, śmieje się z naszego żartu, który absolutnie nie jest śmieszny dla osób postronnych i oczywiście rachunek opatrzony dorysowaną "buźką" i dopiskiem "miłego dnia". Miłe, aczkolwiek dziwne.
No to co, po obiedzie czas na kolejne lody. Oczywiście zamawiam największą porcję jaka jest. Jemy sobie, rozmawiamy i nagle czuję "coś". Zapach jakby kobiecego krocza. Trochę byłam zawstydzona, bo pomyślałam, że to pewnie ja, w końcu w ciąży, na zewnątrz 35C także pocenie się jest również. Siedzę z nadzieją, że to jedynie mój wyczulony węch to czuje i stwierdzam, że zapach nasila się raz po raz i znów słabnie. To jednak nie był zapach kobiecego krocza. To był zapach wafelka od loda. Ach, witaj ciążowy węchu zmieniony hormonami. 

Wróciłam do domu, obejrzałam, jak dziecko może ułożyć się do porodu, przeraziłam się  ułożeniem twarzyczkowym ( na szczęście w internecie nie znalazłam tak strasznego rysunku, jak w mojej książce).
I tak o to minęło mi piątkowe przedpołudnie.

poniedziałek, 7 lipca 2014

USG i inne

Po ostatnim USG lekki niedosyt. Tak czekaliśmy, a tu nagle na monitorze pojawia się kółko. Ja w szoku, myślę "co to?", bo nawet na pierwszym usg widać pęcherz (kółko), ale w środku zarodek.
Jaki werdykt? Dziecko ułożone poprzecznie i widzimy właśnie główkę od góry. 
Lekarz zrobił jakoś te badania-pomiary , co są odpowiednie na ten etap ciąży, ale o poznaniu płci nie było mowy. Także pewnie dowiemy się po porodzie ;)
Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że dziecko jest dosyć małe, jak na 21 tydzień. Mamy się nie martwić, bo do porodu jeszcze jest czas i pewnie podrośnie. Hmm, łatwo powiedzieć.

Tymczasem w mieszkaniu małe zmiany. Kupiliśmy ogromną szafę, żeby zrobić miejsce dla małych ubranek. W przyszłym tygodniu zaczynam pranie i prasowanie tych wszystkich śpiochów i kaftaników ( ogromne ilości w spadku po rodzinie).



No i chciałam zauważyć, chociaż to nic odkrywczego, że ciąża i upały, to niezbyt dobre połączenie.

Zadzwonił do mnie jakiś osobnik, jako że bardzo chętnie mnie zaprosi na rozmowę kwalifikacyjną (pracy szukałam już od roku i jakoś nic się nie znalazło, co by nie kolidowało ze skończeniem studiów). Ja oczywiście bardzo chętnie na rozmowę się udam, ale uprzedzam, że jestem w ciąży, co według mnie niczemu nie przeszkadza, tyle, że potem roczna przerwa by wpadła. Pan na chwilę zamilkł, powiedział, że zaraz oddzwoni, bo musi porozmawiać z przełożonym i oczywiście już nigdy nie usłyszałam  jego głosu. No cóż. Raczej nic zaskakującego, że kobiety w ciąży nikt zatrudnić nie chce. Szkoda.

czwartek, 3 lipca 2014

To i owo

Wreszcie studia skończone :) Praca magisterska obroniona. Zostaje donieść zdjęcia i za jakiś czas odebrać dyplom. Uff... Czas zacząć normalne życie.

Z okazji ukończenia studiów, dostałam od kochanej rodzinki ( ja też byłam w szoku, że z tej okazji się daje prezenty) automat do pieczenia chleba i 10 kg mąki :) Powiem wam, że szczerze polecam każdemu. Prócz oczywistych walorów zdrowotnych, wrażenia sensoryczne są nie do opisania. A i dżem i ciasto też mi taka maszyna zrobi, także trzeba będzie zrobić jakąś półkę na zaprawy :)
 

Dzisiaj USG i mam nadzieję, że poznamy płeć maleństwa. A jeśli nie, no to trudno ;) Potem małe przyjęcie wśród przyjaciół z okazji takiej, że ( w końcu) wszyscy jesteśmy magistrami.

Mam już pomysł na pokój maleństwa, bo teraz kiedy mam więcej czasu, mogę się na tym skupić. Obmyśliłam sobie styl "folkowy". Podobają mi się pokoje w stonowanych barwach, ale stwierdziłam, że maleństwo raczej będzie bardziej zadowolone z żywych i intensywnych kolorów. Może jakieś kogutki na ścianach zagoszczą ;)

PS. Czy tylko u mnie jest plaga bąków w tym roku?



wtorek, 24 czerwca 2014

Wózek

Nadeszła ta chwila. Dzwonek domofonu. Umęczony kurier wnosi karton na drugie piętro. Ja porzucam zmywanie i jestem gotowa do wielogodzinnego składania wózka!
Bo oto jest!

Może trochę wcześnie, toż to połowa ciąży, ale trafiła się okazja i kupiliśmy.
Bugaboo cameleon drugiej generacji.
Na zdjęciu czerwony. Nasz jest w kolorze fuksji - nie , nie wiem czy będzie dziewczynka, ale wózek jest cudny ;)
Wybraliśmy ten model po wielu godzinach przeglądania różnych opinii użytkowników (mam) wózków, po odwiedzinach w wózkowych sklepach i długich przemyśleniach.
O zaletach tego wózka napiszę za rok, bo teraz mogę ocenić tylko jego wygląd.
Chociaż może to, że złożenie go od zera zajęło mi 10 min,też jest zaletą. No i niesamowita lekkość (wersja z gondolą waży 9 kg, niesamowite).
Jeździ ktoś takim wózkiem? Albo raczej, prowadzi ktoś taki wózek? 

Pozostały czas do obrony mgr: 2,5 dnia...

wtorek, 17 czerwca 2014

O olejach

Teraz szczególnie istotne jest to co zjadam, jako że zasila nie tylko mój organizm, ale też maleństwa, dlatego zawszę się chwilę zastanawiam, czy to co jem, jest na pewno dobre dla nas obojga.

Dzisiaj kilka słów o olejach.
Na naszym rynku dostępne są różne oleje np. rzepakowy, słonecznikowy czy oliwkowy. Kilka innych z wyższej półki np. orzechowy. Ja jako przeciętny użytkownik, który czasem smaży, czasem doprawi sałatkę,wybieram olej tańszy (wiadomo, butelka 0,5 l oleju za 15 zł to już nie towar dla każdego). Tańszy nie znaczy gorszy, trzeba tylko wiedzieć, czego się szuka.
Skupię się na tych trzech najbardziej dostępnych:

Olej rzepakowy:
Najtańszy, a zarazem okazuje się, że najlepszy pod względem zawartości kwasów tłuszczowych (tych dobrych). Kwasy tłuszczowe omega, aby dobrze oddziaływały na nasz organizm, należy przyjmować w odpowiedniej proporcji. O tym, jak ważne są tłuszcze w naszej diecie nie będę się rozpisywać. Mam nadzieję, że każdy wie, że są niezbędne, szczególnie w rozwoju dzieci.
Najlepiej aby stosunek omega-6 do omega-3 był mniej więcej 2:1, a tak dokładnie jest w oleju rzepakowym.
Należy jednak zwrócić uwagę, że kwasy nienasycone ( czyli właśnie te omega) rozpadają się pod wpływem ciepła. A my nie chcemy, żeby którykolwiek się rozpadł skoro ich stosunek jest tak dobry. Wniosek taki: JEDZMY OLEJ RZEPAKOWY NA ZIMNO np. do sałatki.
Czy tłoczony na zimno, rafinowany? Każdy ma swoje plusy i minusy, ale ten pierwszy ma jednak lepszy aromat, więc do jedzenia na zimno będzie jak znalazł.


Oliwa z oliwek:
Mimo powszechnej opinii, że tylko do sałatek, prawda jest zupełnie przeciwna. Może utarło się, że oliwę spożywamy na zimno, bo ma bardzo przyjemny aromat, a podczas smażenia kotleta jakoś to zanika. Oliwa nie zawiera już tak dobrego stosunku kwasów. Kwasu omega-6 jest około 9-10x więcej niż omega-3. Dlatego oliwa jest do smażenia idealna, bo  kwasu omega-3 jest na tyle mało, że jak się rozpadnie no to trudno i tak było go mało, a omega-6 jest na tyle dużo, że nawet po smażeniu coś tam jeszcze zostanie.
Oliwa może nawet byłaby jeszcze lepsza i może nie byłaby taka zła do spożywania na zimno, bo jednak sensorycznie zachęca bardzo, ale musimy rozważyć jedną rzecz. Czy na pewno oliwa, która przyjechała z Hiszpanii czy Grecji, (prawdopodobnie w jakiś beczkach lub tankach i była rozlana w Polsce) jest tym samym produktem ze świeżych oliwek, który spożywają mieszkańcy tamtych krajów? Szczerze mówiąc nie wiem, ale ta daleka droga jakoś mnie nie przekonuje. Jakoś te żółte pola rzepaku pod koniec lata bardziej do mnie przemawiają ;)



Pamiętajmy: Nadmiar kwasu omega-6 w diecie nie jest zdrowy. Może wręcz sprzyjać powstawaniu nowotworów. Także nie ilość, a jakość - czyli odpowiedni stosunek obu kwasów.

Olej słonecznikowy:
Szczerze mówiąc, nie jest ani super smaczny, ani nie jest dobrym źródłem kwasów w odpowiedniej proporcji, także ani ja ( ani już nikt w moim otoczeniu ;) ) tego oleju nie jemy.



Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba dowiedziała się czegoś nowego :)

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Ciążowe i dzieciakowe sprawy

18,5 tygodnia za mną. Możliwe, że za drugie tyle bobas będzie już z nami. Nie mogę się już doczekać!
Wszyscy mnie pytają czy czuję już ruchy dziecka. A ja... nie wiem. Coś tam się dzieje we mnie, ale czy to dziecko się rusza? Skąd mam to wiedzieć?! "To takie bulgotanie" albo "Jak motylki". No cóż, ani jednego ani drugiego nie czuję. Może za miesiąc jak już będę czuła na pewno, do dowiem się czy teraz to też było to ;)
Dzisiaj małe zakupy dla maleństwa. Wiem, że to jeszcze sporo czasu, ale ja tak bardzo już czekam :) Jak widzę kobiety z ogromnymi brzuchami a la 7-8 miesiąc, to zazdroszczę! Chcę już tych nie przespanych nocy i wszystkich innych rzeczy! Ale tymczasem o to nowe nabytki:


Czy dziewczynka czy chłopczyk, będzie jej/mu się podobać ;) ( Ten lew mnie rozbraja. Żyrafa też heh)

Co jeszcze się dzieje? 
Rozstępy na piersiach są, mimo smarowania, masowania i innych zapobiegawczych zabiegów. Mówi się trudno i żyje się dalej. 
Wór małych ubranek po rodzinie też już jest i czeka na wypranie i wyprasowanie.
Za 2 tygodnie obrona magisterska i potem moje myśli będą już głównie skupiać się na maleństwie 
( jakby teraz było inaczej ;) )

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Pieluszki wielorazowe

Jako przyszła mama, która nie ma innych dzieci, krótko mówiąc -świruję i staram się dowiedzieć wszystkiego o wszystkim, co może mi się przydać, kiedy małe pojawi się na świecie. 

Ostatnio zainteresowały mnie pieluszki wielorazowe. 
Napiszę krótko o co chodzi z pieluszkami, bo spotkałam się ze słowami "pieluszki wielorazowe czyli co? zwykła tetra?" Otóż pieluszki wielorazowe, to nie zwykła tetra, jak z czasów naszego dzieciństwa, gdzie bobas miał odparzoną pupę i trzeba było go co chwilę przebierać, bo śpioch zasiurany. Nowoczesne pieluszki nie przemakają, odprowadzają wilgoć od pupy i ogólnie niby same och i ach.
Mnie zainteresowały pieluszki kieszonki, czyli pieluszki wyglądem przypominające kolorowe majteczki ( zapinane podobnie jak zwykłe pampersy, tyle że na napy). W środku, pomiędzy dwoma warstwami umieszcza się chłonną wkładkę. Potem bobasa się przebiera w nową, a te zużyte i wkładki i pieluszki pierze. W internecie można znaleźć pełno opinii na temat tych pieluch, więc nie będę się tu rozwodzić.
Główne zalety: 
- ekologiczne 
- nie zawierają podejrzanych składników, które mogą uczulać dziecko ( zwykłe jednorazówki mogą uczulać) 
- w ostatecznym rozrachunku, mimo zużytej wody i proszku, podobno wychodzi dużo taniej 
Minusy: 
- duży wydatek na początku 
I najważniejsze dla mnie: czy jeśli już wydam dużą kwotę, żeby kupić te pieluszki, to czy będę miała: a) cierpliwość b) czas c) ochotę na częste pranie i suszenie.
Trochę mnie to martwi, bo to czego nie lubię robić (BARDZO), to marnować pieniądzy. Także pytanie do bardziej doświadczonych: czy któraś/któryś postanowił zakupić takowe pieluszki, po czym po krótkim czasie stwierdził, że używanie ich jest zbyt uciążliwe? O tym już nie mogę znaleźć informacji, dlatego byłabym wdzięczna za jakieś konstruktywne opinie i rady.

wtorek, 3 czerwca 2014

Odżywianie - gluten

Dzisiaj takie małe przemyślenia. 

   Ostatnio rzuciła mi się w oczy reklama, w której producent chwali się tym, że jego produkt nie zawiera glutenu. Od razu moja złośliwa cząstka zapytała " a dlaczego nie chwali się, że nie ma laktozy? albo orzechów arachidowych? też uczulają". Ale dobrze wiem, że reklama mała raczej na celu podkreślenie, że produkt nada się do modnej ostatnio DIETY BEZGLUTENOWEJ.

Jako, że mój zawód opiera się na żywieniu i żywności, to co nie co wiem-tak w roli wyjaśnienia.


Jakiś czas temu natknęłam się na youtube na pewien filmik : https://www.youtube.com/watch?v=AdJFE1sp4Fw
Amerykanie pytani czy stosują dietę bezglutenową - oczywiście. A co to jest gluten? - nie mam pojęcia...

Więc ekstremalnie krótko:
Gluten to rodzaj białka występującego w pszenicy, życie, jęczmieniu i owsie. Odpowiada między innymi za to, że chleb jest elastyczny i po upieczeniu pachnie w przyjemny sposób, wiecie na pewno o jaki chodzi ( chleby bezglutenowe tak nie pachną).



Istnieje choroba - celiakia - która powoduje nietolerancję glutenu. Także, bardzo mi przykro, te osoby muszą odstawić produkty z glutenem.

Teraz moja opinia:
    A co do całej reszty? Co jakiś czas, ktoś wpada na pomysł wprowadzenia nowej rewolucyjnej diety, która zapewni, że będziemy szczupli, piękni i będziemy żyć wiecznie. Po jakimś czasie okazuje się, że to był totalny strzał w kolano ( np. dieta kwaśniewskiego, czy ducana). Dlatego nie rozumiem, dlaczego ludziom zdrowym mówi się, że nie mogą spożywać tego czy innego produktu. Mogą! To tak jakby zabronić pić mleka wszystkim, bo jest grono osób, które mleka nie tolerują ( a raczej laktozy). Węglowodany, czyli głównie produkty zbożowe, jakby nie patrzeć stanowią podstawę piramidy żywieniowej. I o ile dokładne % ile czego mamy spożywać do jakiś czas się zmieniają, to żywieniowcy absolutnie nie zmieniają zdania co do tego, że produktów zbożowych ma być w diecie najwięcej. 
Jeśli ktoś zdrowy nie chce jeść glutenu, z jakiegokolwiek powodu, to o ile będzie pamiętał o odpowiednich proporcjach ( piramid w internecie znajdziecie pełno), nie zaszkodzi mu to.
Ale cały szum obok różnych "rewolucyjnych diet" i podparcie się "pseudonaukowymi" dowodami zwyczajnie mnie smuci. Większość z nas wie tyle, ile podadzą mu media "ostatnio widziałam w telewizji, że...". A skąd mamy wiedzieć, kiedy media się mylą, a kiedy nie? Żywność to mój "konik", ale w innych dziedzinach pytam ludzi, którzy się znają na danej sprawie. Nie szukam w internecie  (nawet mój mąż wysłał kiedyś wiadomość do biura obsługi wikipedii, że na ich stronie pojawił się jakiś bubel, związany akurat z jego dziedziną - podziękowali, poprawili).

Rozpisałam się, ale clou sprawy jest takie, że są pewne rzeczy, modne w danym momencie, ale nie powinniśmy ślepo wierzyć we wszystko co nam mówią, tym bardziej jeśli sami nie mają o tym pojęcia. Każdy ma swój rozum i powinien robić to, co sam uważa za słuszne. A jak chcesz polepszyć jakość spożywanego pieczywa - zrób je sam, ale o tym innym razem ;)


PS. Moja opinia jest MOJA i oczywiście absolutnie nie musisz się z nią zgadzać, szanuję to.

piątek, 30 maja 2014

Witajcie :)

Witajcie wszyscy! ( o ile ktoś się tu pojawi ;) )
Pierwszy post chyba najtrudniej się pisze! - to tak na wstępie.

Mam na imię Ola i niedługo zostanę mamuśką! Wiem, wiem, też jestem niesamowicie szczęśliwa!
Poza tym, ja to PANI DOMU, wciąż dążąca do bycia tą "perfekcyjną". Póki co, naczynia czekają na pozmywanie, a suche pranie na zdjęcie z suszarki.
Czy mogę mieć bloga o wszystkim? Czyli o domu, o kuchni, o spacerach, książkach, o przygotowaniu do bycia mamą?  Mam nadzieję, bo to właśnie zamierzam zrobić :)


To może żeby przełamać lody, podzielę się tym co "tu i teraz".
Godzina 9.15, na nogach już od jakiegoś czasu ( kanapki dla męża do pracy trza było zrobić ;) ).
Bobas ma 16 tygodni, także jeszcze trochę we mnie posiedzi. Ale brzuszek widać! To niesamowite! Ogólnie świruję już na tematy ciążowo-mamuśkowe. Mam nadzieję, że blog pomoże ogarnąć własne myśli.
Praca magisterska (prawie) napisana i oczekuję na obronę.
Jutro małe party u nas, najbliższa rodzina się zjedzie, jakieś placki trzeba zrobić, ale o tym może następnym razem, żebym pisząc o nich, mogła je konsumować. ( Już i tak na samą myśl ślinka poszła).
No i katar ciągnie się kilometrami...Na szczęście trawy pylą tylko do początku lipca ( na szczęście?! przecież to jeszcze 6 tygodni!).
Właśnie zakładam blog i to taki pierwszy w życiu! Może skoro ja lubię czytać inne, to ktoś polubi czytać mój? Pożyjemy, zobaczymy :)